"Jak jesienne liście" - Joanna Denko

Czy smutek można zmierzyć? 

Jeśli tak, to w jaki sposób? 

Jak pocieszać osobę, której smutek ma ogromną głębię? 

Łatwo czy trudno jest pocieszać? 

Dla kogo: dla pocieszanego czy pocieszającego? 

Czy można pocieszać mając w sobie pokłady smutku? 

A co jeżeli ten smutek jest współdzielony? 

Czy można nieść ukojenie, troskę i nadzieję, gdy samemu potrzebuje się tego? 

Czy można pomóc drugiej osobie i równocześnie pomagać sobie? 

A co się stanie jeśli wsparcie, które niesiemy zacznie oddziaływać na nas samych? 

Czy będzie ukojeniem? 

Nadzieją?

Czy wtedy nasz smutek i rozpacz zmienią swój rozmiar? 



Łucja i Marcel to zupełnie obce sobie osoby. 

Nigdy nie spotkali się. Nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. 

Mają swoje rodziny. Swoje poukładane życie. Szczęście. 

Ale jest coś co ich łączy. 

Głęboka miłość...

Smutek...

i czas... 

Kiedy ich poukładany świat zaczyna się chwiać, a każde pęknięcie prowadzi do coraz większego zawalenia, niespodziewanie i nieśpiesznie przychodzi ona: Nadzieja. 


"Jak jesienne liście" Joanny Denko jest właśnie o tym. 

O przepięknej i głębokiej miłości.

O smutku. Tak różnym smutku, ale jakże głębokim. 

I o nadziei. 

Te trzy stany w niezwykły sposób przeplatają się ze sobą i równocześnie łączą. Wsiąkają w serce czytelnika niemal z każdej ze stron. Podczas czytania nie sposób nie uronić łez i nie doświadczyć tych emocji. 

Tak właściwie powinnam napisać tylko jedno zdanie: Proszę przeczytajcie tę piękną książkę. 


Na końcu, już po wszystkim odczułam ogromną radość. Radość z wiadomości, że będzie kontynuacja, ponieważ ta historia zasługuje na swoją dalszą część. 




Komentarze

Popularne posty